Wszystkie grzechy Tuska
Właśnie się dowiedziałem że Prawo i Sprawiedliwość rozpoczęło akcję zbierania „dowodów grzechów" władzy Donalda Tuska. I bardzo mnie to rozbawiło. Przecież oni tę akcję prowadzą od początku istnienia, a kulminacja tej akcji przypada zawsze na każdy czas wyborczy.
Na przykład w 2005 r., gdy w walce o prezydenturę wytknięto mu słynnego już „dziadka z Wehrmachtu" a potem, konsekwentnie, przedstawiano go jako Niemca współpracującego z germańskimi służbami. Tak sugerował Jarosław Kaczyński. Zawsze portretował Tuska jako agenta, nie przejmując się dowodami.
Dla PiS największym grzechem Tuska było zapewne to, że się w ogóle urodził. Pamiętamy ile smoły wylała nań telewizja Kurskiego. Każdy grzesznik grzeszy, ale Tusk grzeszył nieustannie i uzbierał pewnie tych grzechów miliony. Nikt ich wszystkich nie zliczy. PiS ustawił się w roli Katona.
Liderom PiS mogę w tym miejscu polecić myśl Fryderyka Nietzschego: „Ten kto z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie".
Z tego jednak, że PiS tak bardzo opluskwia premiera nie wynika wcale że ten nie popełnia błędów, które ja nazwałbym grzechami politycznymi. I dam jeden przykład. Tusk na niedawnym spotkaniu z prawnikami zaprezentował narrację, którą propagandyści PiS przedstawią pewnie jako „doktrynę Tuska". I będą ją miażdżyć do końca dni swoich. Aczkolwiek praktykowali ją sami w skali daleko większej niż Tusk. Moja przekora przejawia się nie w tym, że ganię styl myślenia premiera, ile w tym, że on go w ogóle werbalizuje. Niech będzie że jestem hipokrytą. Tusk mówił o „demokracji walczącej". I mówił o tym że państwo polskie zostało dogłębnie zepsute przez poprzedników, prawo, sądy, trybunały. Teraz trzeba przywrócić praworządność. Ale nie da się jej przywrócić stosując biernie zasady legalizmu. Zawsze jakiś „autorytet" będzie sarkać na konkretne rozwiązanie. A przecież to truizm. Jarosław Kaczyński dawno już go odkrył pisząc: „Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy niczego nie mieli". Patrząc cynicznie na politykę, zgodziłby się z nim każdy dyktator, od Putina do Trumpa.
Tusk jednak dzielnie ogłasza, że będzie trudno i trzeba działać czasem na granicy prawa, czasem je obchodząc. I to się już dzieje. Przejęcie mediów publicznych, jak i prokuratury krajowej wywołało gorące dyskusje prawników i publicystów. Ostatnim przykładem jest choćby uchylenie kontrasygnaty w sprawie neosędziego SN, w sytuacji gdy dwóch sędziów Sądu Najwyższego zaskarżyło decyzje zarówno prezydenta jak i premiera do NSA. Zgadzam się z sędzią Wróblem, że postanowienie prezydenta było niekonstytucyjne, ale są profesorowie prawa którzy sądzą inaczej. Weszliśmy w obszar, na którym jako państwo prawa jeszcze nie byliśmy. Nie mamy precedensów. Nie mamy też praktycznie biorąc Trybunału Konstytucyjnego, Sąd Najwyższy jest podzielony, zaś Krajowa Rada Sądownictwa nie jest uznawana przez władze. Tak nie może działać państwo prawa, gdy nie ma sposobu, aby ustalić, który sąd jest właściwy i które prawo obowiązuje. Tusk zastał chaos i demoralizację.
Pojęcie „demokracji walczącej" przywołane przez Tuska nie jest wcale nowe. W teorii prawa kojarzy się z latami 30. ub. wieku, gdy w Niemczech w siłę rósł nazizm. Uchodźca z tego kraju, Karl Loewenstein ukuł ten termin, aby zapobiec wykorzystywaniu demokracji przez autokratów, co jak dobrze wiemy i tak nie miało szans powodzenia. Ale wrócono do tego po wojnie, w kontekście rozliczeń z nazistami. Pojawia się słynna formuła Gustava Radbrucha, niemieckiego prawnika, który zalecał odrzucenie nazistowskiego prawa, jako sprzecznego z moralnością, a także aby uniemożliwić zbrodniarzom każdorazowe powoływanie się na ustawy. Tusk do tego nawiązuje?
Tylko że teraz mamy zupełnie inny kontekst, bo nie jesteśmy po wojnie i nie rozliczamy się ze zbrodniarzami. Na szczęście. Tusk daje oręż do ręki swoim przeciwnikom, którzy mogą a priori odrzucać każde działanie rządu jako nielegalne. Zwłaszcza że PiS grzęźnie w aferach korupcyjnych i będzie chciał za wszelką cenę odwrócić uwagę opinii publicznej. Mieliśmy na to dowód w sprawie Michała K, byłego współpracownika premiera Morawieckiego, obecnie przebywającego w areszcie brytyjskim. Gdy tamtejszy sąd nie zgodził się na wypuszczenie go z aresztu za kaucją prezes Kaczyński odsądził cały brytyjski wymiar sprawiedliwości. Rzekomo służy „określonej" opcji politycznej (ciekawe której, bo tam do niedawna przez lata rządzili torysi, konserwatyści).) Kaczyński podobnie myśli o Komisji Weneckiej, unijnych trybunałach i tych polskich sądach, które wydają wyroki niezgodne z jego życzeniem. Nawet jeśli są to wyroki prawomocne (vide sprawa Kamińskiego i Wąsika). PiS pod wodzą Kaczyńskiego jest potężną siłą antydemokratyczną. Premier Tusk obiecał jednak przywrócić Polakom państwo prawa. Nie wiem dlaczego sam chce się potykać o własne sznurowadła. Ten wywód nawiązujący do Norymbergi był niepotrzebny. Jeśli premier nie wywiąże się ze swojego zadania, historia mu tego nigdy nie wybaczy. Bo to byłby grzech kardynalny.
Komentarze obsługiwane przez CComment