Odkryto fundamenty dwóch oficyn
Podczas prac archeologicznych przy XVIII-wiecznym pałacu rodziny Zamoyskich odkryto pozostałości fundamentów dwóch oficyn, znajdujących się pierwotnie po lewej i prawej stronie głównego pałacu, wysuniętych na południe.
Aktualnie zespół pałacowo-parkowy w Bieżuniu wygląda jak jeden wielki plac budowy. Oprócz prac ziemnych, o których pisaliśmy już niejednokrotnie na naszych łamach, prowadzona jest także ocena drzewostanu oraz zabezpieczenie obiektów przed niszczącym działaniem czynników atmosferycznych poprzez pokrycie ich tymczasowym dachem. Odkrycie przez archeologów fundamentów jest znaczącym momentem. Podejrzenia o istnieniu dwóch oficyn pojawiały się wcześniej, jednak nigdy nie było na to namacalnych dowodów.
- Jest taki plan z 1798 roku, pokazujący zupełnie inny układ XVIII-wiecznego założenia pałacowo-parkowego, niż to mamy obecnie. W tej chwili mamy bryłę główną z jedną z oficyn. Pierwotny wygląd pałacu był zupełnie inny, mianowicie do bryły głównej, nie łączyły się z nią wprawdzie, ale były dobudowane dwa skrzydła na kształt odwróconej litery L. Były to oficyny opisane zresztą w inwentarzu w 1735 roku, jako symetryczne, dwupiętrowe, zapewne kryte dachem dwuspadowym. Te oficyny przestały istnieć prawdopodobnie na przełomie XVIII i XIX w. Na planie z 1806 roku już ich nie ma - przybliża kierownik Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu Jerzy Piotrowski, po czym dodaje: - Taką zagadką było sprawdzenie, czy to, co było na planie było wybudowane, czy może jest to niezrealizowany projekt z czasów Andrzeja czy Michała Zamoyskiego, czyli jego ojca. Jak relacjonował nam kierownik MMM w Bieżuniu, archeolodzy natrafili w ziemi na solidne, ceglano-kamienne fundamenty. Odkrycie potwierdziło funkcjonującą w literaturze historycznej tezę, że pałac był bardziej okazały, niż jest aktualnie. Zdaniem Jerzego Piotrowskiego, warto zwrócić uwagę, że była to jednak rezydencja kanclerza wielkiego koronnego Andrzeja Zamoyskiego, współtwórcy konstytucji, a więc można było przypuszczać, że obiekt był znacznie bardziej rozbudowany.
[Dalsza część artykułu pod zdjęciem]
Część oficyny, która przetrwała do czasów współczesnych.
- Przed oficynami znajdowały się dwa pawilony wjazdowe. Fragmentem prawego skrzydła pałacu jest, jak obecnie ją nazywamy, arianka, jakkolwiek z arianami nie ma nic wspólnego. Było to zakończenie prawego skrzydła pałacu - wskazuje na najmniejszy pozostały fragment kompleksu Jerzy Piotrowski.
W trakcie naszej rozmowy z kierownikiem muzeum na miejscu trwały intensywne prace związane z montażem pokrycia dachowego. Na pałacu i nad lewą oficyną zostały już wymienione zmurszałe fragmenty więźby dachowej, a 23 marca br. firma, która wygrała przetarg na budowę zabezpieczającego dachu rozpoczęła montaż blachy nad budynkiem głównym. Zabezpieczona w ten sposób ma zostać także ww. arianka. Zdaniem pracowników, zdjęcie resztek dawnego dachu odkryło wiele problemów, których skala wcześniej była tylko szacowana. Okazuje się bowiem, że w pewnych miejscach mury pałacu uległy znacznej degradacji, zarwał się także strop. Montaż tymczasowego porycia dachowego ma zatrzymać postępującą degradację budynków na czas prac budowlanych.
- Z audytu przedprojektowego, który został wykonany na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego, wynika, że w najlepszym stanie są fundamenty. Rzeczywiście solidne, pamiętające czasy rodu Kretkowskich, czyli mówimy o XVII-wiecznym założeniu. Po wejściu do piwnic fundamenty robią wrażenie. Są to często pomieszczenia sklepione kolebkowo z cegły, na takich fundamentach kamienno-ceglanych, na zaprawie wapienno-piaskowej. Co przede wszystkim zwraca uwagę? One są suche. Mimo, że jest to teren dosyć podmokły, wzgórze morenowe, nieco wyniesione ponad poziom otaczających go bagien i nadwkrzańskich równin. Czyli działały jakieś systemy naszych budowniczych, którzy parę wieków temu stawiali tu pierwsze kamienie, by ten pałac solidnie posadowić. Mury zostały zniszczone niedawno, ze względu na kradzież całej obróbki blacharskiej. Szacujemy, że około 1,5 tony miedzi zostało skradzione. W konsekwencji woda dostawała się do murów, a w trakcie mrozów cegły były rozsadzane. Zapadła decyzja, żeby pokryć wszystkie budynki takim prowizorycznym zadaszeniem, aczkolwiek bardzo solidnym, bo musi spełniać zadania postawione przed wykonawcami, czyli musi być to zrobione zgodnie ze sztuką budowlaną, zgodnie z projektem. Dach musi być szczelny. Myślę, że pozwoli to przez najbliższe dwa lata osuszyć mury - przedstawia docelowe efekty prowadzonych właśnie prac budowlanych Jerzy Piotrowski.
Obszerny artykuł na ten temat dostępny jest w aktualnym, 13 numerze "Tygodnika", na stronie 25.
Komentarze obsługiwane przez CComment