ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Było felietonistów wielu...

Zmarł Daniel Passent. Związany z tygodnikiem "Polityka", w której pracował całe życie.

Jak sięgam pamięcią Passenta czytałem od zawsze. Tzn. od kiedy na dobre zainteresowałem się dziennikarstwem, to były czasy "środkowego" Gierka, studia na warszawskim Uniwerku.

"Polityka", dla mnie najlepszy w tamtych czasach tygodnik społeczno-kulturalny, ogromna płachta gęsto zadrukowana, to była lektura obowiązkowa (obowiązkowa, nie znaczy w tym przypadku przymusowa - wyjaśnienie dla młodych, którzy mogą uważać że w czasach "komuny" był przymus czytania prasy; "obowiązkowa" to tak jak teraz… posiadanie konta na fejsbuku).

Ja i moi koledzy (z wydziału dziennikarstwa) kupowaliśmy "Politykę" głównie dla Passenta. Miała "Polityka" felietonistów wielu. Na ostatniej, i kolejnych stronach z tyłu gazety mieli swoje miejsca inni: Michał Radgowski, Hamilton, Ryszard Marek Groński, KTT - Krzysztof Teodor Toeplitz, Zygmunt Kałużyński... Ale dla mnie mistrz był tylko jeden.

To była lektura zajmująca. Nie tylko w treści, ale i w formie. Co tydzień ciekawy, aktualny temat. I jak napisany! Dowcipnie, przewrotnie, sarkastycznie, nierzadko złośliwie. Szukało się drugiego dna, podtekstów, jakichś aluzji politycznych… (Przypominam, że cały czas czuwała… cenzura). Oczywiście "Polityce" było wolno więcej, niż innym gazetom, ale teraz, po latach wiemy, że ingerencji cenzorskiej było w tym tytule najwięcej. A to w odczuciu społecznym świadczyło o odwadze zespołu. O pozycji pisma.

Reportaż, i właśnie felieton, to były wówczas najbardziej popularne gatunki prasowe. A w "Polityce" i kilku innych tytułach rzeczywiście wtedy rozkwitały. Mówiło się o "polskiej szkole reportażu" oraz "specyfice polskiej felietonistyki". Każdy szanujący się tygodnik chciał mieć w swoim gronie reportera zbliżonego talentem i warsztatem do Ryszarda Kapuścińskiego oraz felietonistę podobnego do Daniela Passenta. My, adepci Wydziału Dziennikarstwa UW, rocznik 1979 marzyliśmy, że pójdziemy ich śladem. Kto zabroni młodym marzyć?

Pracując już w zawodzie nie traciłem nigdy z oczu "Polityki". Stan wojenny podzielił zespół dziennikarski, część odeszła z zawodu uważając, że nie można go już uprawiać "w cieniu czołgów", inni, a wśród nich był Passent, stali na stanowisku, że ten tytuł jest wartością nadrzędną, że trzeba tu być, zabierać głos i pisać tak, żeby zmieniać rzeczywistość.  Oczywiście każdy może mieć swoją ocenę prasy z tamtego okresu. Ale w latach 80., czasach peerelowskiej nudy, biedy i stagnacji teksty Passenta, nie tylko felietony, ale również wywiady z wielkimi ludźmi w Polsce i świecie bywały czymś ważnym, świeżym, zmuszającym do głębszej refleksji, ale i śmiechu. Warto dodać, że Passent, pisywał również satyryczne teksty do "Szpilek",  teatrów i kabaretów, m.in. Olgi Lipińskiej i Jana Pietrzaka. Teksty skrzące się dowcipem, świetne pod względem literackim, celnie puentowane.

Zmiany ustrojowe w 1989 r., a potem najpierw powolne,  w rezultacie wręcz rewolucyjne zmiany w mediach, upowszechnienie nowych form przekazu (internet, media społecznościowe) stawiały przed działającymi w "papierze" dziennikarzami i redaktorami nowe wyzwania. "Polityka", zmieniła szatę, format, znacznie zgrubiała... Zmieniali się ludzie pióra (i komputera), do "Polityki" wchodziły nowe pokolenia młodych utalentowanych dziennikarzy, ale felietony Passenta wciąż były na topie. Oprócz stałego felietonu "w papierze", od 2006 roku na stronie internetowej pisma Passent prowadził bardzo popularny blog (wpisy 2-3 razy w tygodniu). W radiu TOK FM prowadził stałą audycję, do której zapraszał gości, bywał też w programach publicystycznych telewizji. Razem z córką Agatą tworzyli podcasty. Wszędzie miał coś do powiedzenia: mądrze, na temat, ciekawie. Do tego spokojnie i jakoś tak… normalnie.

W "międzyczasie" napisał kilkanaście książek, a wśród nich: "Bywalec", "Bitwa pod wersalikami", "Obywatelu, nie denerwujcie się", "Co dzień wojna" (reportaże z wojny wietnamskiej), "Pan Bóg przyjechał do Monachium" (relacje z igrzysk 1972), "Dzisiaj umrą dwie osoby", "To jest moja gra" (o tenisie - sam grał i był kibicem), "Choroba dyplomatyczna" (wspomnienia z Chile gdzie przez 6 lat był ambasadorem RP), "Codziennik" (osobiste notatki z 2005 r.).

Polskie dziennikarstwo, świat mediów, kultura i wszyscy my czytelnicy wielu pokoleń straciliśmy dziennikarza niezwykłego. Bystrego i mądrego obserwatora oraz komentatora życia społecznego. Wybitnego felietonistę.

RYSZARD MARUT
Ciechanów, 22 lutego 2022 r.

Komentarze obsługiwane przez CComment