Chłopi i Chłopki
Na progu tej pięknej jesieni, prawie jednocześnie zaznajomiłem się z dwiema opowieściami: filmową adaptację znanej powieści Reymonta „Chłopi” oraz książkę „Chłopki”(opowieść o naszych prababkach) autorstwa Joanny Kuciel-Frydryszak.
Nie powiem, że odkryłem Amerykę o dawnej polskiej wsi i życiu jej mieszkańców. Jak było, wiem choćby z opowieści mojej babki Agnieszki (rocznik urodzenia 1888) mamy Katarzyny (1912 r.), ciotki Marii (1920 r.)... Nie mniej ten film i książka mogą dostarczyć każdemu empatycznemu odbiorcy sporą porcję emocji: artystycznych wrażeń (przy oglądaniu „Chłopów”) oraz dołującej, przykrej wiedzy o smutnym losie kobiet, „naszych babek” (przy „Chłopkach”).
Dodajmy, że w pierwszym przypadku chodzi o koniec XIX wieku, w drugiem to lata międzywojenne, niespełna 100 lat temu.
Zacznijmy od wrażeń płynących z ekranowych „Chłopów”. Samą powieść pamiętamy zapewne ze szkolnych czasów albo z powtarzanego co jakiś czas serialu telewizyjnego. Jak wiadomo akcja toczy się w ciągu jednego roku, od jesieni do lata, bohaterami są mieszkańcy Lipiec, wsi położonej na pograniczu Mazowsza i Łódzkiego. Oglądamy ich codzienne życie i pracę, radości i smutki, mowę i zwyczaje, przywary i zalety.
Natomiast sam film zrealizowany przez DK i Hugh Welchmanów trwa niespełna dwie godziny i opowiedziany jest za pomocą animacji malarskiej (100 malarzy z kilku krajów namalowało 80 tys. klatek filmowych). Akcja ogranicza się praktycznie do wątków dotyczących rodziny Borynów oraz nadobnej Jagny.
Wszystkie sceny dramatycznej i skazanej na niepowodzenie miłości wplecione zostały w artystycznie zmieniające się dynamicznie pory roku, sezonowe prace na roli i w zagrodzie obrazami animowanymi m.in. malarstwem z okresu Młodej Polski. I te same, odwieczne tematy – dylematy ludzkie: miłość, pożądanie, zazdrość. A w ostateczności także okrucieństwo.
Film wyróżnia doskonała obsada aktorska i świetna muzyka. Wszystko to daje pożądane efekty i sprawia, że siedzimy w kinie z „szeroko rozwartymi gębulami”. Czegoż można chcieć więcej od filmu, który jest kandydatem do Oskara?
Inaczej jest z „Chłopkami”. Trudno tu szukać wrażeń artystycznych prosto z Lipiec. Z książki-reportażu wyłania się przerażający obraz polskiej wsi z początku XX wieku, wsi zdominowanej przez nędzę, upokorzenie, zabobony, patriarchat, nakazy i zakazy.
Autorka daje głos kobietom, by opowiedziały o swoim życiu. Bohaterkami są nasze babki (dla niektórych czytelników może nawet mamy), które zmagają się z biedą, aranżowanymi małżeństwami, wielodzietnością, ciężką pracą w gospodarstwie, brakiem dostępu do edukacji i zdrowia. Kobiety, które musiały spełniać wymaganiom stawianym im przez kościół, państwo, rodzinę, społeczność wiejską.
Ich relacje i wspomnienia czyta się ze smutkiem, niedowierzaniem, nieraz ze zgrozą. To czasy, gdy kobieta faktycznie należała do dobytku mężczyzny, bez możliwości zmiany swojego losu.
Joanna Kuciel-Frydryszak dociera do prywatnych archiwów i dokumentów, pokazując kolejne zagadnienia związane z życiem „naszych babek”. Jest to zbiór historii kobiet z różnych części Polski (m.in. z moich rodzinnych stron, z okolic Kolbuszowej), kobiet o różnym stopniu majętności. Opowieści bliskie i bardzo odległe zarazem, bo różnica między tym, co znamy dzisiaj, a tym, jak wtedy funkcjonował świat i jaką rolę odgrywały w nim kobiety jest olbrzymia.
"Kobieta - chłopka" ponad sto lat temu miała bardzo ciężkie życie i warto docenić i sobie uświadomić jaką przemianę kulturowo-społeczną osiągnęły kobiety na przestrzeni choćby tego wieku.
Tak dawno, niedawno...
I jeszcze jedno. Książka „odromantyzowuje” mit przedwojennej wsi, takiej chociażby, jaką znamy z lektur niektórych książek czy filmów opiewających życie w pięknych okolicznościach natury (np.„Dewajtis”), we dworach ziemiańskich wesołych, gwarnych i zasobnych. Owszem to też są obrazy prawdziwe, ale jakiej (procentowo) części populacji mieszkającej na wsiach dotyczą?
Komentarze obsługiwane przez CComment