W Bollandii
Był czas, kiedy w kraju o nazwie Bollandia zapanowały rządy partii nazywanej BiS, co jest skrótem od słów Bezprawie i Samowola. Spośród wielu aktów legislacyjnych, jakie ówczesne rządy wydały, szczególną uwagę zwracał jeden, zwany „Reformą ortografii”.
Chodziło o to, żeby przez narzucenie pisowni niezauważalnie zawładnąć myśleniem obywateli. Wiedząc, że język kształtuje świadomość, można było w ten sposób przejąć kontrolę nad ich działaniem, czyli praktycznie nad wszystkim, co działo się w Bollandii. Naczelną zasadą przyjętą w tym akcie było to, żeby w uzasadnionych przypadkach – a uzasadnienia wydawał sam rząd – zamieniać w słowach literę „p” na „b”, szczególnie na początku wyrazu. Dotyczyło to szczególnie słów o znaczeniu krytycznym dla władzy, takich jak państwo, prawo, parlament itp.
Tak więc, najpierw przegłosowano zmianę pisowni słowa „prawo” na „brawo”, co znaczyło aby przyklaskiwać wszelkim decyzjom legislacyjnym i wprowadzić autokratyczny sposób rządzenia. Wkrótce pojawiły się odpryski językowe tego udoskonalenia ortograficznego, a więc porady brawne, zamiast porad prawnych, Wydziały Brawa – zamiast Wydziałów Prawa – na uniwersytetach, i brawodawstwo, a co najważniejsze, zawód prawnika zmienił się w zawód brawnika, który zaczęto złośliwie nazywać zawodem barwnika, jako że ubarwiał różne nieuzasadnione decyzje tak, aby je łatwiej było wmówić obywatelom. Brawo rozprzestrzeniało się dość szybko dzięki „barwnym” praktykom BiS-u.
W następnej kolejności zamieniono pisownię słowa „państwo” na „baństwo”. W przeciwieństwie do wczesnych deklaracji, nikt nie podał uzasadnienia, dlaczego następowała ta zmiana, ale opozycja przebywająca za granicą wyjaśniła, że chodzi o zamianę panowania na „banowanie” czyli zastąpienie decyzji pro-obywatelskich przez wydawanie decyzji anty-obywatelskich, a więc zabraniających czegoś, tj. ustalających ban na coś, jak w słowie – rzadko używanym współcześnie, ale istniejącym w języku bollandzkim – banicja. Zmieniła się więc znacznie rola organów decyzyjnych, nie było już organów państwowych lecz zaczęły powstawać organy „baństwowe”. A ponieważ nikt nie wiedział – dlatego że nie było odpowiednich wzorców – jak kształcić urzędników do pracy w agendach baństwa, więc naprędce utworzono specjalne uczelnie baństwowe kształcące w różnych zawodach. Powstała też jedna prywatna: Collegium Tumanum, gdzie masowo wydawano dyplomy za odpowiednią opłatą, nie myląc otrzymania dyplomu ze studiowaniem, bo to zupełnie co innego.
Wreszcie, po upowszechnieniu się brawa i baństwa wprowadzonych zamiast prawa i państwa, postanowiono zrobić następny krok i skorygować pisownię słowa parlament na barlament, a dokładniej mówiąc: bar-lament. Prawodawcy, a właściwie już brawodawcy, chodziło o coś bardziej praktycznego, tzn. odzwierciedlenie prawdziwego oblicza tej instytucji legislacyjnej, a przynajmniej tego oblicza znacznej części. Jak w każdej demokracji, bar-lament składał się z dwóch głównych sił, rządzącej czyli BiS-u i opozycji, co wymagało odpowiedniego zapisu w samej nazwie instytucji.
Jak wiemy, słowo „bar” pochodzi z angielskiego i oznacza to, co oznacza, a znaczeń jest kilka. Więc przede wszystkim przez „bar” rozumie się lokal publiczny, gdzie na ogół serwują napoje alkoholowe, inaczej mówiąc, coś takiego jak pub. Lecz nie o to znaczenie słowa „bar” chodzi w tej kombinacji. Pomijając znaczenie prawne tego słowa, bo przez „bar” rozumie się też całość elity prawniczej (sędziów, prokuratorów, adwokatów), „bar” po angielsku znaczy m.in. również „wykluczać”, „odgradzać”, „oddzielać”, zresztą z tego podstawowego znaczenia wywodzą się wszystkie inne, bo w istocie chodzi o belkę jako element konstrukcyjny oddzielający coś od czegoś innego. W konsekwencji, bar-lament składa się z dwóch nierównych grup, jedna to elita rządząca, a więc decyzyjna, i wykluczająca wszystkie inne ugrupowania, a druga to cała reszta, której pozostało tylko lamentowanie, bo bar uniemożliwiał jej uczestnictwo w jakichkolwiek procesach decyzyjnych.
W tym sztucznym układzie wszystko w Bollandii szło przez wiele lat gładko i pięknie, i rozwijało się bardzo pomyślnie i pozytywnie dla BiS-u, ale zdarzają się w życiu nie tylko pojedyńcze sytuacje, ale nawet całe zjawiska nieprzewidywalne. Zaślepieni ortograficznie sukcesami w swoim brawie, baństwie i barlamencie, ci będący u władzy nie przewidzieli, że życie kieruje się też naturalnymi zasadami i niezależnie od zewnętrznych postanowień i wysiłków dąży do samoregulacji. Tak więc, zmiany w ortografii związane z zamianą litery „p” na b”odbywały się nie tylko w sposób narzucony i wymuszony legislacyjnie, ale zaczęły też zachodzić nieoczekiwane zmiany naturalne i zastępowanie tych samych liter w sposób nieprzewidziany ustawą. W niektórych wypadkach odbywało się to drogą bardzo pożądaną dla rządzących, co poniekąd uśpiło ich czujność, na przykład, gdy lokalni władcy – zastępując „p” przez „b” i zmieniając użycie słowa „pióro” na „biuro” – wymuszali na dziennikarzach odejście od wolności słowa, którą ci realizowali dotychczas przy użyciu pióra, zalecając im, aby stosowali się do porad biura – wiadomej partii. To samo zjawisko dało się zauważyć w działaniach samorządów, tam gdzie BiS nie miał większości i w podejmowaniu decyzji często następował pat, ale szybko i skwapliwie zamieniano pat na bat, czym skutecznie wyrównywano rażące nierówności w udziale głosujących członków.
W jednym ze słów, jednak, ta naturalna ewolucja sprawiła władzy dużą niespodziankę, bo dość wyświechtane i rzadko używane, ale słuszne, słowo „wypory” oznaczające wypieranie za stanowisk niewygodnych polityków i w ogóle – opozycji, zaczęło stopniowo i całkiem niepostrzeżenie, coraz bardziej zamieniać się w użyciu na słowo „wybory”. W ten sposób, zupełnie niezauważalnie dla zadufanych w sobie rządzących, ludność Bollandii, nie widząc szans na zmiany w brawie, baństwie i barlamencie, i uciekając przez biurem i batem, zaczęła naturalnie zamieniać wypory na wybory i nastąpił nagły i nieoczekiwany zwrot w polityce, kiedy zamiast wyprać pretendujących do władzy opozycjonistów dążących do uzdrowienia wszechobecnej paranoi, udało się ich pewnego dnia wybrać.
Postęp był jednak tylko połowiczny, bo na drodze do przywrócenia normalności stanął jeszcze jeden urząd. Wskutek naturalnej ewolucji, co nie zostało chyba w porę zauważone, przez lata, przy udziale rzeczonej reformy ortografii, wspieranej procesami rozwojowymi, dzięki zamianie „P” na „B”, słowo Prezydent przekształciło się na Brezydent, z nieoczekiwanym naciskiem na pierwszą literę, oznaczającą po prostu B, przez co straciło swoje pierwotne znaczenie. Zamiast Prezydenta Bollandia miała przez długi okres B-rezydenta, czyli rezydenta B, a więc – kategorii B. Miało to takie skutki, że powodowany własnym interesem, wynikającym z niskiej samooceny, rezydent B starał się wzmocnić swoją pozycję kwestionując decyzje innych instytucji, co prowadziło do paraliżu ich działania, dając mu satysfakcję wypełnienia osobistej misji.
Ale za kilka miesięcy Bollandia stanie przed kolejną szansą, aby i to wyprostować w zbliżających się wyborach prezydenckich. Należy więc życzyć Bollandczykom, żeby dokonali odpowiedniego wyboru, tak aby parlament mógł być w pełni parlamentem a nie bar-lamentem, aby państwo stało się na nowo państwem a przestało być baństwem i aby prawo było znowu prawem a nigdy więcej brawem. Będzie to możliwe kiedy słowu Prezydent przywróci się jego właściwe znaczenie, aby nie mógł już więcej być B-rezydentem.
Komentarze obsługiwane przez CComment