Nie będąc w stanie wszędzie dotrzeć, nie mogąc tam, gdzie bym chciała, w danym czasie pójść lub pojechać, składam wizyty i odbywam spacery wirtualne. Słucham opowieści i oglądam fotografie na dużym ekranie w jednej z naszych bibliotek.
Prowincya ma to do siebie, że jej tempo życia jest naturalnie spowolnione. Dlatego metropolia często zwraca się w jej stronę, żeby dać sobie trochę luzu i odpuścić – przynajmniej czasowo – codzienną pogoń za dobrami materialnymi.
Marsze, biegi, wystawy, prelekcje, artystyczne występy i sportowe rozgrywki, wspólne śpiewy, uroczyste nabożeństwa, ale też przekraczające coraz bardziej poznańskie rogatki świętomarcińskie rogale oraz gęsina w różnej postaci.
Co można robić 11 listopada? Wiadomo – obchodzić Święto Niepodległości. Jak? A to już jak kto woli… Uroczyście, patetycznie na akademii. Marszowo na warszawskiej paradzie, z okrzykami i racami. Spokojnie, religijnie w kościele. Rekreacyjnie sportowo, wyczynowo...
Kolejny raz zdaliśmy egzamin. Z radością o tym piszę. Egzamin z zaangażowania i hojności. My mieszkańcy regionu, mazowszanie. W Ciechanowie, Pułtusku, Płocku, Warszawie i Radomiu oraz innych miastach i miejscowościach, gdzie odbywały się kwesty na renowację zabytkowych nagrobków.
Tytuł mojego dzisiejszego felietonu może dla niektórych brzmieć nieco dziwnie, ale jednak dzieje Mazowsza kryją sporo takich niecodziennych historii i nietuzinkowych postaci. Dotyczy to również diecezji płockiej, która w ponad dziewięćsetletniej historii miała trzech książąt-biskupów z dynastii panującej.