Nie wybierałem się na film „Zielona granica” Agnieszki Holland już pierwszego dnia projekcji.
Ale szybko zmieniłem zdanie i popędziłem najszybciej jak było możliwe, już w dniu ogólnopolskiej premiery. A to przez hałaśliwą promocję, jaką zrobili filmowi czołowi politycy partii rządzącej. Nie było dnia, żeby (pytani czy nie) nie wyrażali publicznie swojej opinii: prezydent, premier, wicepremierzy, ministrowie. Każdy zaczynał mniej więcej tak: -Filmu nie widziałem, ale uważam, że jest to paszkwil, film antypolski, obraża polski mundur...
Ja obejrzałem film i… nic takiego, o czym mówili politycy nie zobaczyłem. Nie słuchajcie państwo wynurzeń polityków! Pójdźcie, zobaczcie, pomyślcie samodzielnie.
„Recenzje” polityków szczególnie przybrały na sile i przekroczyły wszelkie granice przyzwoitości gdy film „Zielona granica” został wyróżniony na europejskim festiwalu filmowym w Wenecji.
Najpierw prezydent. Przyznał, że swoje zdanie czerpie z oświadczenia dowództwa Straży Granicznej. Wynika z niego (a prezydent się z tym zgadza), że obraz Agnieszki Holland oczernia Straż Graniczną i żołnierzy poprzez pokazanie ich jako sadystów. Nie dziwi się więc pan prezydent, że funkcjonariusze SG użyli hasła „tylko świnie siedzą w kinie”, znanego z czasów okupacji hitlerowskiej, kiedy w kinach w czasie okupacji pokazywano „propagandowe filmy hitlerowskie”. Pan prezydent z wielką przyjemnością zacytował powiedzenie o świniach.
Premier z kolei twierdzi, że ten film to „zbiór bezczelnych kłamstw, niemożliwych do szybkiego zweryfikowania przez zagranicznych widzów, którzy niewiele wiedzą o naszym kraju. Jego rolą jest kompromitowanie nas na zachodzie i odwrócenie uwagi od chwalebnej i kluczowej roli Polski w pomocy walczącej Ukrainie”.
Premier nie byłby też sobą, gdyby nie wspomniał o opozycji i Donaldzie Tusku, a do tego „Zielona granica” nadaje się jak najbardziej: „Nasi przeciwnicy w oparciu o ten film chcą rozpętać festiwal pogardy. Chcą splugawić polski mundur, zbezcześcić honor polskiego żołnierza i polskiego funkcjonariusza”.
Mocne? To dodajmy jeszcze ministra oświaty i wiceministra kultury, którzy porównują film do "Mein Kampf" Adolfa Hitlera.
I oczywiście prezes. Jego słów nie będę cytował, bo nawet na tle tych nieprawdziwych i niemądrych opinii prezydenta i premiera są obrzydliwe, bo dotykają nie tylko personalnie Agnieszkę Holland, ale również jej nieżyjącego ojca.
Pisząc te słowa zastanawiam się czy dobrze zrobiłem poświęcając w tekście tyle miejsca „twórczości recenzenckiej” naszego rządu. Zdaje sobie sprawę, że wybory tuż, tuż, że trzeba walczyć o popularność, pokazać się, przypodobać, rozhuśtać emocje społeczne. Ale w ten sposób? Zgnoić twórcę (pisarza, filmowca, publicystę), który „nie jest z nami”? Wtedy może zdobędzie się parę procent, zyska w oczach swojego wiernego elektoratu, kolegów, partii...
O czym opowiada „Zielona Granica”? O nas - Polakach. O człowieczeństwie. O naszych postawach, wyborach, zachowaniach w trudnych sytuacjach. Jacy jesteśmy, jacy moglibyśmy być np. w stosunku do "innych", w tym wypadku "nielegalnych uchodźców".
Przytoczę może dwie opinie ludzi, którzy nie są politykami partii rządzącej, ani opozycyjnych, nie biorą udziału w wyborach. Jeden z nich to recenzent ogólnopolskiego tygodnika, drugi profesor historii. Aha, i obaj byli w kinie.
„Film, wbrew temu, czego chcieliby jego najwięksi przeciwnicy, nie opowiada o złu drzemiącym w funkcjonariuszach Straży Granicznej i żołnierzach skierowanych do ochrony granicy między Polską i Białorusią. „Zielona granica” to film o ludzkim dramacie, o cierpieniu, znieczuleniu oraz o uprzedmiotowieniu, odbierającym resztki człowieczeństwa i nadziei. To dzieło opowiadające o zinstytucjonalizowanej dehumanizacji.” (Wprost)
[Film] „jest zwierciadłem, w którym wiele osób może się przejrzeć. Pokazuje straszne rzeczy, których dopuścili się wobec uchodźców strażnicy graniczni, ale też wspaniałe postawy ludzi, którzy pomagają uchodźcom. Daje też przykład strażników, którzy ostatecznie uchronili swoje człowieczeństwo w tej niezwykle trudnej dla nich sytuacji. W ogóle dyskusja na temat tego, czy film jest propolski, czy antypolski, nie powinna mieć w tym przypadku miejsca, bo dzieło Agnieszki Holland nie jest publicystyką, tylko dziełem sztuki dotykającym spraw uniwersalnych, tego, czym jest człowieczeństwo, zdolność do czynienia zarówno zła, jak i dobra.” (Polityka).
Ciechanów, 26 września 2023 r.