Muchomor czerwony, najpiękniejszy grzyb naszych lasów... Pamiętam z dzieciństwa, kiedy jeszcze namiętnie zbierałem grzyby, że fascynowały mnie czerwone kapelusze w białe kropeczki. Zazwyczaj występowały w stadach: tata mama i pozostała liczna rodzina. Wszyscy zgrabni, smukli, czyści... Nie to co te grube borowiki z krzywymi korzeniami, obślizłe maślaki czy omszałe podgrzybki, które zerwane natychmiast siniały ze złości. Muchomor czerwony nie chował się przed zbieraczami w gęstych krzakach, zgniłych liściach, czy pod mchem. Czy może więc dziwić nasza sympatia do małego, pociesznego muchomorka (z piosenki Kasi Sobczyk), który „pod brzózką się tuląc do mamy, pyta - dlaczego, choć piękny rzekomo, czerwony kapelusz mam w plamy...?”
Wieść gminna niosła, że wszystkie muchomory są trujące. Czerwone nie tak bardzo jak sromotnikowe, które nie raz przyczyniały się do śmierci nieuważnych, albo niedouczonych grzybiarzy, ale tych czerwonych w białe plamy też raczej nikt nie zbierał (chyba, że niejaki Wojski, ale o tym poniżej).
Mógł wiec czerwony muchomor spokojnie ozdabiać bory i knieje do późnej jesieni. Ale coś z tą plamą na kapeluszu musiało być na rzeczy… Okazało się, że Muchomor czerwony (Amanita muscaria), to jeden z najbardziej znanych grzybów nie tylko w naszym kraju, ale również na świecie. Od wielu lat pojawia się w literaturze i rozrywce (np. w takich kultowych grach jak seria Mario). Znany jest też w kuchni azjatyckiej jako przyprawa wzmacniająca smak umami (umami – jeden z 5 podstawowych smaków). Ale zdecydowanie najbardziej rozbudzającymi wyobraźnię są doniesienia o wydarzeniach sprzed wieków, kiedy muchomor czerwony miał być stosowany przez różne cywilizacje jako źródło psychoaktywnych substancji, umożliwiając ówczesnym plemionom wprawienie się w... stan mistycznego transu.
Wróćmy do naszych czasów… Ostatnio media informują o rosnącej popularności muchomora, którego cena na targowiskach sięga nawet 60 zł za kilogram świeżych i nawet tysiąc zł za kilogram suszonych. Nabywcami mają być głównie młodzi ludzie.
Sytuacją bardzo zaniepokojony jest już Główny Inspektor Sanitarny kraju, dr Paweł Grzesiowski, który uważa, że nie można przymykać oka na proceder, który nie jest już „zbieractwem pojedynczych osób, ale zrobiono z tego przemysł”. – Pod nazwą muchomor czerwony kryje się po prostu związek psychoaktywny, można powiedzieć w dużym przybliżeniu „taki pseudo dopalacz”. - Jeśli więc mamy w Polsce zakaz obrotu substancjami psychoaktywnymi (za wyjątkiem tych na receptę), to naturalną konsekwencją działań jest zakaz obrotu roślinami, które zawierają substancje psychoaktywne – przekonuje główny inspektor i zapowiada, że GIS dąży do wprowadzenia ustawowego zakazu handlu muchomorem czerwonym.
Doktor uważa, że w handlu muchomorem czerwonym wykorzystuje się lukę prawną. Substancja, którą zawiera muchomor czerwony, czyli kwas ibotenowy, nie jest na liście zakazanych substancji psychoaktywnych. W ciągu najbliższych miesięcy przepisy mają być zmienione, a ten związek chemiczny będzie nielegalny.
Ale to jeszcze nie koniec opowieści o czerwonym muchomorku, a dopiero początek. I to optymistyczny. Okazuje się, że grzyb ten również od wielu lat jest przedmiotem badań wielu chemików, biochemików i biologów, którzy chcą poznać sposób psychotropowego oddziaływania zawartych w nim substancji. A to może doprowadzić do projektowania nowych leków na wiele różnych schorzeń. Dwa główne składniki aktywne obecne w tym grzybie to kwas ibotenowy (panteryna, agaryna) i muscymol.
A co natenczas z tym Wojskim? Okazuje się, że jeden z bohaterów „Pana Tadeusza", uroczy staruszek, niezrównany gawędziarz, wirtuoz gry na myśliwskim rogu, mistrz rzucania nożem nie tylko potrafił cudownie grać na rogu, ale również:
... Wojski zbierał muchomory.
Inne pospólstwo grzybów pogardzone w braku
Dla szkodliwości albo niedobrego smaku;
Lecz nie są bez użytku, one zwierza pasą
I gniazdem są owadów i gajów okrasą...
Hmm… Ciekawe, czy świeże, czy suszone? Czy pan Wojski zbierał tylko dla siebie czy dzielił się ze szlachtą zaściankową…