Dzwoniący o szyby deszcz, szczęście, które chce przyjść, ale boi się mroków, rozpacz, która płacze – takie obrazy pamiętamy z wiersza Leopolda Staffa, a podobne z utworów poetów młodopolskich.
Mówi się często, że co kraj, to obyczaj, podkreślając przy tym specyfikę różnych miejsc, które mają własną tradycję, kulturę i zwyczaje. I choć dziś, w epoce ponowoczesnej, jednym z coraz bardziej odczuwalnych w skutkach zjawisk jest daleko posunięta unifikacja kultury, to jednak całe szczęście nie brak jeszcze wokół nas takich krajów i miejsc, które przyciągają i fascynują swoim niepowtarzalnym klimatem.
Sytuacja na naszej scenie politycznej robi się coraz bardziej płynna i przez to ekscytująca. Relacje z obrad Sejmu biją rekordy powodzenia na YouTubie. Jak tak dalej pójdzie ludzie przestaną w ogóle oglądać kabarety i zadowolą się polityką.
Długa i dziwna ta tegoroczna polska jesień polityczna… Otóż minął miesiąc z okładem od dnia wyborów, w których z kretesem przegrała rządząca prawica, a opozycja demokratyczna, która odniosła zwycięstwo wciąż nie może go skonsumować (zwycięstwa, nie prawicy).
Znam go od dawna i lubię do niego wracać jak w piosence. Usłyszałam o nim po raz pierwszy w szkole podstawowej podczas lekcji języka polskiego, jednego z moich ulubionych przedmiotów. Najpierw przeczytałam powieść o niebieskich mundurkach, potem fragmenty kazań sejmowych.
W minionym tygodniu oficjalnie rozpoczął swoją działalność nowo wybrany Sejm i Senat RP, a w gronie parlamentarzystów znaleźli się też przedstawiciele wybrani przez mieszkańców okręgów wyborczych z północnego Mazowsza. Jedni z nadzieją, inni z niedowierzaniem czekają na to, co przyniosą najbliższe tygodnie. Ale co by się tam na Wiejskiej nie stało, to i tak próżno oczekiwać czegoś nowego, co by w historii polskiego parlamentaryzmu już się kiedyś nie wydarzyło.