„W pustyni i puszczy” Henryka Sienkiewicza przerabiałem trzy razy. Pierwszy raz dawno, dawno temu w szkole podstawowej, drugi raz dwa lata temu, trzeci – w ubiegłym roku.
Czasem dzieje się tak, że dwie różne osoby wpadają na ten sam pomysł. Piszą podobny tekst piosenki, komponują podobną muzykę, malują podobne obrazy, wykonują podobne rzeźby czy grafiki albo czyni to jedna z osób, a druga, gdy to odkryje, rezygnuje ze swojego pomysłu; tak bywa w przypadku książek czy filmów.
Już od prawie stu lat mieszkańcy północnego Mazowsza – poza czytaniem prasy, oglądaniem przedstawień teatralnych, słuchaniem koncertów i występów muzyków, czy oglądaniem filmów w kinie – mają możliwość słuchania radia w języku polskim.
Ostatnio jeden z czytelników z gminy Gzy (pozdrawiam) zarzucił mi nadmierne rozpolitykowanie w moich felietonach. I że obstaję tylko za jedną stroną sceny politycznej. No cóż... miał rację. Zatem dziś ani słowa o polityce, za to o innej ważnej sprawie - o żółwiach.
Dla wielu miniona niedziela to taka sama niedziela jak inne w kalendarzu, dla części z nas jednak różni się od innych, bo ostatnia w karnawale, zapustna.
Opowiedziana w ostatnim felietonie krótka historia z życia mazowieckich żaków, wśród których znajdował się patron obecnego roku na Mazowszu – Stanisław Grzepski, to tylko jeden z epizodów epoki, który zwykło się nazywać „złotym wiekiem” polskiej historii.